Trochę kultury. Tylko trochę.

Prawie blog. Prawie krytyczny. Prawie o filmach.

Posts Tagged ‘obława

Pośród wojny, wśród konwencji. Obława.

with one comment

Z jednej strony Obława to kolejna produkcja o AK-owcach, o wojnie, o lesie, o Dorocińskim. Kolejny film opowiadający o tym, że życie przywojenne bolało, głód wyzierał z każdej chaty i tylko oportunista miał chleb, kiełbasę i większą butelkę wódki niż jego sąsiad. Z drugiej jednak obraz Marcina Krzyształowicza to zaskakująco – poważnie! – zgrabnie napisana i przemyślana konstrukcja oparta na achronologicznym montażu (co w przypadku naszego domyślnie stosowanego, wojennego etosu jest wręcz awangardą) i z całkiem oryginalną fabułą, która pozwoliła sobie na odejście od powielania czołobitnych kadrów skupionych na naszych nieszczęsnych partyzantach. Wszystkie te środki dobitnie pokazały, że twórcy podeszli do tematu wojny niekoniecznie zgodnie z vademecum wajdowskiego romantyzmu czy też dowolnie rozpatrywanej teorii martyrologii – a to akurat formalnie jest przyjemne, chociaż treści wesołe nie są.

Film opowiada historię pojedynczych (chociaż splątanych) relacji czwórki bohaterów: dwóch mężczyzn i dwóch kobiet; historię osadzoną w kontekście walki z okupantem i kolaborującym towarzystwem. Niedaleko miasteczka, w pięknym górskim lesie ukrywają się partyzanci. Wydra jest kapralem, jest cynglem oddziału – odstrzeliwuje kolaborantów i Niemców. Rozkazy wydaje mu porucznik Mak. Wydra dostaje zlecenie na swojego starego szkolnego kolegę – młynarza, który współpracuje z okupantem. Młynarz ma żonę i dobrze zna Wydrę; żona Wydrę również dobrze zna, z czasów, zapewne, przedmałżeńskich. Młynarz kocha żonę, żona nie kocha młynarza. Wydra również nie kocha młynarza (chociaż nie wiemy czy kocha jego żonę) więc zabiera go do swojego obozu, w którym kolaborant ma otrzymać wyrok wydany przez sąd polowy. Kiedy mężczyźni docierają do obozu, okazuje się, że wszyscy mieszkańcy jego zniknęli. Wydra zostaje sam w lesie, wespół ze związanym młynarzem, wymarłym obozem i widmem rozpoczynającej się właśnie niemieckiej obławy na partyzantów.

Z jednej… Z drugiej...  Z kolejnej strony (powiedzmy: z lotu ptaka) – nie ukrywajmy: Obława nie wywraca do góry nogami polskiej interpretacji walki z okupantem; nie jest to super nowatorski, ani treściowo, ani formalnie obraz. Niemniej Krzyształowicz zrobił cholernie porządny, czasami subtelny, czasami – piekielnie brutalny, portret zbiorowy społeczności, w której to życiu codziennym, zazwyczaj sennym i nieatrakcyjnym, nieustannie splatają się wątki ostateczne: życie, śmierć, zdrada, libido. Widz ma do wyboru: może skupiać się jedynie na relacjach zachodzących pomiędzy czwórką pierwszoplanowych bohaterów: Wydry (piękny jak zawsze, zdolny jak zawsze, zawiść mnie zżera, fenomenalny jak zawsze Dorociński), Pestki (Rosati), Kondolewicza (Stuhr) i Kondolewiczowej (Bohosiewicz); i to wystarczy, żeby film docenić. To są nieobiektywne emocje, to niejednoznaczne decyzje, świadomość ułomności własnej i koszmaru, w którym się zyje. Tu nie ma dobrych i złych postaci. Są tylko wybory i ludzie, którzy za nie płacą ceny najwyższe. Nie ukrywam, że też trailer Obławy nachalnie niemal wpycha widza w ten tor percepcyjny i przeciąga go wydeptaną koleiną kameralnych i tragicznych relacji w tajemniczym czworokącie. Oczywiście co kto lubi – ale to, co najlepsze w tym filmie jest ukryte znacznie głębiej.

I właśnie – druga opcja wyboru widza to podziwianie świata wojny Marcina Krzyształowicza, który sprzedaje o wiele więcej niż same postaci, ich słowa i ich konsekwencje. W Obławie partyzanci nie są dobrzy. W Obławie Niemcy wcale nie są źli. Wydra podaje jeńcom posiłek godny wieczerzy Tytusa Andronikusa, a z kolei gestapowiec zaoferuje dobrą pracę kobiecie o której wie, że jest Żydówką. Kolaborant zrobi wszystko, żeby uratować swoją żonę – a tymczasem żona zdrajcy sama swojego męża zdradza i skazuje na śmierć. Wojna to splot ludzkich zachowań, to litania wynaturzeń i niesprawiedliwości; litania ktorą odmawiają obie strony konfliktu. Bo nikt bardziej niż inny nie zasługuje na miłość, nikt bardziej niż inny nie ma wyłączności na podłość, ani, tym bardziej, nikt nie ma wyłączności na miejsce w niebie.

Ani to romantyczna droga Wajdy; ani też nie skrajna ścieżka Smarzewskiego. Jest jeszcze inaczej. Ale idźcie jeśli tylko nie macie awersji na drugowojenne mundury.

Written by wroobel

19 października, 2012 at 2:23 pm