Archive for Lipiec 2009
Opowieści od strzała: Marzenie.
Na parapecie w kuchni stała szklanka. Zwykła, bezbarwna, niczym nie wyróżniająca się szklanka. Czasem ktoś pił z niej herbatę, czasem ktoś rozcierał mąkę, a czasem ktoś wstawiał w nią kwiaty. Ani ludzie, ani inne sprzęty nie zwracały na szklankę zbyt wielkiej uwagi.
Szklanka stała na parapecie i marzyła. Cóż innego może robić szklanka? Czasem wyglądała przez okno, czasem obserwowała krzątających się w kuchni gospodarzy, najczęściej jednak jej wzrok skierowany był na kredens, gdzie, za ornamentowaną szybką stały dumnie i niedostępne kieliszki. Nasza szklanka oddałaby wszystko co miała, za kilka chwil spędzonych na tej półce. Powód był prozaiczny – była beznadziejnie zakochana w kieliszku do szampana.
Stał tam od niepamiętnych czasów: smukły, wyniosły, arystokratyczny. Nawet jego współtowarzysze spoglądali na niego z szacunkiem. Kieliszek stał wytrwale w jednym miejscu i wzrok miał wbity w nieskończoność. Nie zwracał uwagi na gwar w kuchni, na sprzęt, na ludzi, ani, tym bardziej na biedną szklankę z parapetu.
Nasza bohaterka cierpiała niezmierzone katusze, bo i cóż miała robić? Kim była dla szlachetnego kieliszka, wyjmowanego z kredensu jedynie na uroczyste okazje, pospolita szklanka, stworzona do pospolitej pracy? Ba, kieliszek nawet nie wiedział o jej istnieniu i prawdopodobnie nigdy nie miał się dowiedzieć! Dlatego też szklanka była bardzo nieszczęśliwa i, gdyby to było możliwe, na pewno miałaby złamane serce. Taki jest niestety los pospolitej szklanki z parapetu beznadziejnie zakochanej w kieliszku do szampana.
Aż, któregoś dnia, coś się zmieniło. Szklanka ze zdumieniem odkryła, że pomiędzy parapetem a kredensem pojawił się znikąd wielki szklany blat, a na jego środku stał… On! Kieliszek do szampana! I patrzył się na nią z wyczekiwaniem!
Szklanka, gdyby umiała, to zemdlałaby z wrażenia. Oto obiekt jej westchnień, do dzisiaj czysto hipotetyczny i zupełnie nierealny, stał w jej zasięgu. Nie było dla nie jasne, co się stało, skąd wziął się blat i dlaczego na jego środku stał ukochany kieliszek. Ale przecież nie było to ważne! Mogła się w końcu do Niego zbliżyć, być przy Nim, dzielić z Nim jedną przestrzeń, a On.. On na nią czekał!
Szklanka nawet nie wiedziała kiedy i jak znalazła się przy swoim Ukochanym. Zapadła chwila wyczekiwania, rozkosznie długa i jednocześnie niemiłosiernie przeciągająca się. On patrzył na nią z dobrocią, łagodnością i tak wielką czułością, że gdyby szklanka miała nogi, na pewno by się pod nią ugięły. A ona, mała i skromna wyrażała całą sobą bezgraniczne uwielbienie i niepohamowaną radość ze spełnionego marzenia.
– Jak… jak to możliwe? – szepnęła szklanka.
– Marzyłaś o mnie, więc o to jestem – odpowiedział kieliszek. – Jestem i będę tu do końca naszego trwania.
Szklance ze wzruszenia zawirował świat.
– To… to prawda? Marzenia się spełniają? Będziesz mnie kochał tak jak ja kocham ciebie? Na zawsze?
– O, tak – powiedział. – Będę cię kochał tak jak ty mnie kochasz. Na zawsze.
– I nic nas nie rozłączy?
– Nic nas nie rozłączy.
– Jak masz na imię? Czy zdradzisz mi swoje imię? – wyszeptała wzruszona szklanka.
– Nie wiesz? Nie domyślasz się?
– Nie, najdroższy. Nie znam twojego imienia.
– Złudzenie – oparł kieliszek. – Tak brzmi moje imię.
„Ach..„, zdążyła tylko pomyśleć szklanka, ześlizgując się nagle z wyimaginowanego blatu i rozsypując się w drobny mak.